Natural Health Consulting-wiedza na zdrowie

Etnomedycyna z 4 stron świata: Ayurveda, TCM & …. . Technologie a środowisko. Odżywianie. Huna. Zwierzęta. Muzyka. Historia i Mistrzowie ars medicinae.

Szczepienia,czyli skąd ten pomysł…..cz.3.Wścieklizna?

Posted by natural health consulting w dniu 14 lutego, 2010

No i wścieka się szczepionkowe lobby,piana leci,bo narodowi świadomość rośnie…może więc szczepionko na wściekliznę….?

Bo o nim właśnie dziś będzie mowa.

W poprzednim wpisie wspominałam o niejakich: E.Jenerze i Pastuerze- panach,na których „wynalazkach” opiera się dziś cały szczepieniowy obłęd-no,nie zapominajmy o Kochu.

Ale najpierw pan Jener-1798 preparuje pierwszą informację o 23 przypadkach doświadczeń,które miały potwierdzać jego teorię.14 z 23 osób miały być chore i NIE zaszczepione.Ta czternastka przeżyła zdrowo mimo kontaktów z innymi chorymi.Reszta szczepiona-przeżyły.Nie bardzo wiadomo jednak,na co owe osoby były chore  naprawdę poza czterema,o których relacja wystarcza w zasadzie do uznania wyników-ciągle jednak czterech osób.Jener przemilczał początkowo przypadek śmiertelny-pięciolatka Johna Bakera,zmarłego niedługo po szczepieniu.Później zaznaczył ten fakt (nie dało się go ukryć) w kolejnym dokumencie,jednak wciąż było to zaledwie zaznaczenie.Jener nie podawał w dokumentacji ani wieku osób,na których przeprowadzał doświadczenia,ani daty szczepienia-„Inquiry” 1798-kto zapisał w innych źródłach,ten miał zasługi dla potomności,niestety,nie były to zapisy wszystkich doświadczeń Jenera.

 Można by więc rzec:dzisiejsza wakcynologia bazuje na czeterech przypadkach niechlujnego naukowca.

Ale nie bądźmy tak bezwzględni.Pogadajmy o jej dumie -Ludwiczku Pasteurze-znowu,bo raz to za mało.

Ludzka skłonność do wzbudzania strachu u słabszych i mniejszych (albo za mniejszych uważanych) jest niestety powszechna,przy czym wydaje się,że rośnie ona wprost proporcjonalnie do zajmowanego przez istotę mającą owe skłonności siedziska.

Od dawna ćwiczyli strach na ludziach kapłani i władcy,dziś dołączyły do nich grupy interesów,czyli właściwie jedno i to samo,tyle,że nieco rozmnożone….no,mocno „nieco”.Zmieniły się tylko formy:kiedyś straszono strzygami i trollami, dzisiaj straszą trolle wytworami swojej wyobraźni lub przyrodą,ale zawsze „niebezpieczną”,czyli zarazami,inwazjami z kosmosu,innymi trollami itp.Fakt,metody tej używają też rodzice wobec niegrzecznych dzieci,ale w domu taka maskarada kończy się najpóźniej na drugi dzień,kiedy dziecko się wyśpi a mamusia przytuli.Swiat niby też naszym domem jest,jednak w tym wypadku maskarada wydaje się końca nie mieć.Bo też nie o sen spokojny i nasze zdrowie chodzi a o kasę… czyli o władzę.Niby to samo,ale w domu jednak względy kasy odpadają,więc sprawa wydaje się czystsza:-)

Wścieklizna wydaje mi się świetnym przykładem do zilustrowania manipulacji strachem i wstępem do kolejnych  opowieści o zagadkowych powodach „troski” o nasze życie a nie sposób jest tu pominąć wymienianego wcześniej Ludwika S.właśnie.

Niezliczone bajdy,horrory o wściekłych wilkach,psach…..o wampirach wysysających krew z ludzi zabłąkanych na leśnych drogach….No bo dlaczego plebs ma chodzić do lasu i zbierać grzyby czy polować na zwierzynę,która należy się zupełnie komu innemu-jaśnie państwu przecie?Od takich wizji las będzie wymarzonym miejscem do wyrzynania zwierząt na pański stół,bo nikt się pod flintę nie nawinie a i jak spudłowane,to nikt nie zawrzeszczy,że znaleźć i dobić by wypadało…nie ma świadków,nie ma zbrodni.Czy ja mówię o „kiedyś”?A te tabliczki w naszych lasach,na każdym kroku a to „uwaga kleszcze” (oj,będzie wkrótce o boreliozie,będzie), a to żmije,tajemniczy bąblowiec na jagodach,grzyby też właściwie trujące no i czego wy ludzie w tym lesie w ogóle szukacie?Won,bo chcemy wyrżnąć zwierzaki,wyrżnąć drzewa,bo tylko my mamy do tego prawo.A skąd?A bo je sobie kupiliśmy.Otóż nie.Zrobiliście prawo,wg którego możecie lasem zarządzać,nawet kupić,w Niemczech np.nie jest „wskazane” wchodzenie do lasu po osiemnastej -oczywiście „dla dobra” ludzi.(Po osiemnastej idą na czaty myśliwi)…..Jak to było?

Ale to WASZE prawo.Moje zostawcie w spokoju.NO PASARAN!I tak niewiele mi po nim przy zniszczonym lesie….

A,miało być o Pasteurze?Mówiłam o jego fantastycznych doświadczeniach,prawda?Nie jest niczym nowym,że jeżeli weźmiemy mózg jednej istoty,spreparujemy go i wprowadzimy jego część innej istocie-ona będzie miała problemy.

Dr Charles Dulles z University of Philadelphia,człek o wyjątkowo sztywnym kręgosłupie,co nie przysparza mu fanów,stwierdził,że Pasteur w ogóle nie miał do czynienia z wścieklizną a ….tężcem (tężcowi poświęcę osobny wpis).

Sam Pasteur dostał piękną willę,gdzie mógł spokojnie prowadzić badania i pisać dzienniki….Gdyby je jeszcze właściwie przechowywał i tyle nie zmieniał….

„Privat Science of Louis Pasteur”-G.Geison-polecam,bo po lekturze dowiedzą się państwo,że nasz Ludwiczek namiętnie swe dokumenty pracy fałszował (nie był wyjątkiem),ba,zasłużył na miano „mistrza” w fałszowaniu onych.Nie osiągając najwyraźniej tego,co mu się marzyło i co marzyło się jego panom (ha,ha),zabrał się intensywniej do dzieła.

Mówiąc o prezencie w formie willi muszę zaznaczyć,że Francja i Niemcy,acz sąsiedzi,nie bardzo za sobą przepadały-rzecz ogólnie niby wiadoma a jednak niezwykle w tej sprawie istotna.Ponieważ:przypomnijmy sobie owe czasy:i Francja i Niemcy pilnie potrzebują wyników,osiągnięć,wynalazków…”kto kogo”…..Konkurencja.

Dzisiaj …..czy naprawdę coś się zmieniło?No więc Ludwik próbuje.

Hydrofobia,czyli wodostrach,wodowstręt znane są od średniowiecza.Towarzyszą jej skurcze w łykaniu.Psy przed śmiercią piją coraz mniej-przyczyna leży -posługując się medycyną szkolną-w zmianach w  pniu mózgu,konkretnie jego uszkodzeniach.Zobaczcie,skąd idą nerwy odpowiedzialne za kompleksowy proces łykania: nervus glossopharyngeus, (językowo-gardłowy),nervus vagus (błędny) i n.accsesorius (dodatkowy),inaczej IX,X i XI nerw mózgowy a sprawa zrobi się na pewno jaśniejsza.Przyczyny takich uszkodzeń mogą być różne,między innymi-w przypadku starości-naturalna degeneracja mózgu,krwawienia poszokowe, tumory,pasożyty,zapalenia mózgu i in.

W każdym razie towarzyszą trudności z przełykaniem i wodowstręt wielu innym symptomom zaburzeń mózgowych.

CZYLI :NIE są typowe dla wścieklizny!

Mało tego-objawiają się też niestety najczęściej w ostatnich stadiach choroby,więc i kończą się ze zgonem.

Czy nie dlatego wściekliznę uznano za śmiertelną i nieuleczalną?

Wzmożone wydzielanie śliny a i piany jest ważne dla nawilżenia pokarmu w celu przełknięcia go.Spójrzcie na boksera (rasę psa a nie faceta) przed michą jadła:sama ślina!

Czy to oznacza,że jest wściekły?!

Spójrzcie teraz na rozwścieczonego,bluzgającego człowieka-tak wkurzonego,że do bicia brakuje mu tylko dorwania ofiary:

Czy się nie pieni?

Czy on też jest wściekły,czy tylko „wściekły”?

Spróbujcie mu teraz podać wody-jeżeli to przeżyjecie.

Czy będzie mógł się bez przeszkód napić?

Jeżeli jeszcze żyjecie,to już wiecie,że albo się zakrztusił albo przełknął z niemałym trudem albo was już nie ma.

I nikt nie leci go zaszczepić!

Pastuer przywiązywał psa do stołu,wciskał w biedny pysk rurę,by pozyskać ślinę.Ludzie potaknęli:no jasne,wirus musi być w ślinie.Ale,ale….tylko węże mają w ślinie truciznę pomagającą im trawić łup-materiał rozpuszczający tkankę ofiary.Virus to po łacinie trucizna,toksyna.Skąd u licha wirus w ślinie psa?!Skąd ta debilna spekulacja?

Co rozumiał szurnięty badacz pod słowem „wirus”?Dzisiaj nawet laik może sprawdzić pod mikroskopem,że Koch i Pasteur NIE MIELI RACJI!Mikroskopem nie da się zdiagnozować wścieklizny.Tzw.zapalne infiltraty w pniu mózgu znajdują się przy licznych formach Encephalitis (zapaleniu mózgu) i nie mogą być ustalone w ten sposób. NAWET nowoczesną technologią,jak PCR i in.testy immunologiczne.

Diagnozę na wściekliznę można postawić….post mortem.(po przywitaniu z aniołkami),bo za życia stawia się ją według pytania:czy byłeś pogryziony przez wściekłego (lub w ogóle jakiegoś) psa i czy masz zapalenie mózgu -przy czym to ostatnie nie ma już znaczenia,bo na ratunek raczej wtedy za późno-czy było,ustala się PO w laboratorium a i to ciekawym testem,niewiele mówiącym o rodzaju czy zakresie choroby.

JAKIM CUDEM więc szczepi się na coś,co nie może być zdiagnozowane bez pewności,że jEST?

Pasteur jednak był ambitny a polityka naciskała,bo Niemcy mogli być szybsi.Pamiętacie przypadek tego dziewięciolatka,którego opisał jako swój sukces?Jeżeli stwierdziliście wtedy ” a jednak!Pomógł chłopcu i ten przeżył”, no to sobie usiądźcie,bo chwieje się Wasz jedyny filar wiary w moc Pastuera.Chłopak został mu przywieziony przynajmniej 48  godzin PO ugryzieniu.Pasteur wahał się co do zastosowania swej metody,konsultował się z lekarzami w Paryżu…Nie miał maila ani nawet telefonu więc…trwało.Po konsultacjach zastosował tzw.szczepienie aktywne (tzw.activ immunization-mówiąc językiem najprostszym-przygotowuje na przyszłe zmiany w organizmie),bo o imunoglobulinach jeszcze nie wiedział-bo i skąd-czyli tzw.pasywnego szczepienia nie znał również.Szczepienie pasywne powinno wywoływać reakcję od razu.

Pogryziony w 14 miejscach chłopiec powinien być (wg współczesnej wiedzy) zaszczepiony (szczepienie pasywne)najpóźniej w 24 h.po infekcji.

Pytanie brzmi:co naprawdę podał mu Ludwik,ale chyba się już tego nie dowiemy.

Dowiemy się za to z listów jego żony do córki,jak dobrym był specjalistą…..

„…..Ojciec przyniósł nowiny z laboratorium.Niedawno trepanowany i szczepiony pies zmarł aż po 19 dniach.Choroba wystąpiła już 14 dnia po szczepieniu….”

On sam uważał się za kochającego psy.Zaiste,szczególna to była miłość.

Ale nie tylko psy obdarzał swym uczuciem.Los psów podzieliły króliki,w których męczarniach lubował się  prof.Delafond-dyr.instytutu weterynarii w Paryżu- stąd termin „królik doświadczalny” .

Ale czemu biedne króliczki?

A bo Ludwik doszedł do wniosku,że za długo czeka na wywołanie choroby przez wirus a ….króliki są szybsze od psa,więc wirus też pewnie będzie szybszy.Czyż to nie był geniusz?

W 1882 prątki gruźlicy odkrył niejaki Koch.K jak konkurencja.W obu krajach świętowano i honorowano najmniejsze choćby osiągnięcia,których tak bardzo potrzebowano,by zagrać sąsiadowi na nosie….

Już w 1867 Koch opisał pałeczki wąglika i opracował tzw.postulaty,wg których dziś dokonuje się specyfikacji…chociaż dziś jest już jasne,ino część tych infeckji można w ogóle brać pod uwagę.

Koch musiał wtedy zresztą wysunąć swój geniusz wobec ówczesnej teorii pleomorficznej profesora Antoine’a Bechampa,wg której m.in.mikroorganizmy mogą przybierać różne formy istnienia w cyklu życia,że one nam-tak długo,jak organizm jest w równowadze-pomagają.Czy aby na pewno Bechamp nie miał racji,możemy się przekonać w przypadku pierwszym patrząc choćby na pszczołę,w drugim poobserwować człowieka po intensywnej „terapii” antybotykowej a więc z wyniszczonym środowiskiem bakteryjnym. 

Ale „nauka” teorię Bechampa odrzuciła,bo Pasteurowska pasowała do nowego modelu władzuni i stwarzała niesamowite możliwości kontroli a także różniła się od od poprzedniej wystarczająco,by uznać ją za francuski news na miarę lądowania na Księżycu.Zwyciężyła więc monomorficzna wyobraźnia:-) Pasteura.

Poczytajcie „Les Microzymes” A.Bechamp’a ,1881,można wyszperać,jeżeli się chce-choćby tłumaczone wyjątki.

Również teorie Kocha-następnego „geniusza” -na których zbudowano tak potężny przemysł,pozostaną teoriami.Ale polityka…..Pasteur rzuca się na wąglika.P Wąglika lubią temperaturę 37 stopni.Zwierzę z inną temperaturą jest więc naturalnie przed nimi chronione.

Co robi pomysłowy Ludwik?Ochładza gołębia do 37 a ogrzewa żaby i….buch pałeczkami wąglika w biedaki.

Zachorowały.

Pomijając,że gołębie źle znoszą wahania temperatury -ich stała temperatura jest w granicach 40 do 42,5 stopni Celsjusza a więc oziębić je do 37…….

Jakby nas tak….do 43 ogrzać….a lepiej do45 …..albo oziębić do 34……35….No co by się działo,mądrale,co?

Pasteur szczepił owce,ale francuscy rolnicy przestali je mu dawać,bo marły,więc zorientowali się,że lepiej schować.

Nie mając już pomysłów,zorganizował 31.05.1881 show z 48 owcami,z których zaszczepił połowę.Po 14 dniach ponowił show.Owce po dwóch tygodniach zachorowały.Na drugi dzień tylko dwie z niezaszczepionych żyły.

Można było świętować zwycięstwo.Zaszczepiono 80,000 owiec.Wielu pytało,co jest naprawdę w szczepionkach,ale tego nie wiedział nikt prócz Pasteura,nawet jego asystenci.

Sukcesu pozazdrościła Rosja-Ilja Miecznikow-kierownik instytutu bakteryjnego w Odessie pojechał w 1887 do Paryża i przywiózł szczepionki do kraju,po czym zaszczepiono 4412 owiec.Po pierwszej dawce 3549 owiec zmarło a Ilja musiał szybciutko „uchadzit”,bo chłopy chcieli mu zrobić to,co on zrobił ich owcom.

Jak to bywa,”nie ma tego złego”,bo z historii szczepionek postanowiła skorzystać Anglia-znalazła zastosowanie tam,gdzie było ich miejsce od początku- w przemyśle śmierci,czyli zbrojeniowym.

W 1941 Anglicy robią plany bomb wąglikowych (wobec Niemiec) i testują je (23 próby ) na wyspie Gruinord,najpierw na 60 owcach.Produkcja może się zacząć.Wkrótce Anglia zwraca się do USA o pomoc w swoim zbożnym dziele i ją otrzymuje-produkcja bomb wąglikowych przenosi się do US.Nie zostały zrzucone na Niemcy ze względu na kapitulację tych ostatnich,ale…..wyobraźnia naukowców i polityków nie zna przecież granic.

Dopiero w osiemdziesiątych latach oczyszczono z wąglika Gruinord-jeżeli można tak powiedzieć,bo bazille nie tworzą sporów dopiero 2 metry pod ziemią……

Przypominają mi się tabliczki w lasach z napisem „uwaga wścieklizna”!Prawda,że brrr….?A helikoptery rozrzucające szczepionkę dla „biednych,wściekłych lisów”-czy nie budzą respektu?Czy nie strach wejść do lasu i natknąć się na wściekłego mykitę albo dzikiego dzika?

Przy okazji….lisy przeszkadzają,no naprawdę,przecież w futrach z nich lepiej prezentujemy się my niż one….nikt nie będzie miał pretensji o te parę wściekłych rudzielców a tak w ogóle to one wcinają zające (których prawie nie ma,bo wytłukliśmy je sami między innymi trując las szczepionkami i in.g…..),z których pasztety są po prostu niezbędne do naszego przetrwania;-)

Spytacie może,co z tym wszytkim robić?

Myśleć.

Od 1950 do 1982 zmarło w Niemczech 39 osób z PODEJRZENIEM wścieklizny.Dużo?Gdyby nie to…z podejrzeniem.

Szczepionka na wściekliznę hodowana jest na ludzkich komórkach rakowych lub zapłodnionych jajach kurzych.

O objawach ubocznych pisać nie będę,bo każdy powinien zapytać o nie ochoczego szczepiciela…czy raczej okulizatora:-)

Wścieklizna-jeżeli możemy mówić tu o chorobie a nie zespole symptomów towarzyszących innym schorzeniom-występuje bardzo rzadko.

Co z ugryzieniem?Nie wiem,jak Wy,ale traperzy w Stanach polewają ranę octem winnym lub cytryną,szwajcarscy pasterze to samo plus woda z szarym mydłem i gruntowne oczyszczenie rany też jak najbardziej.Natychmiast.

Nie,nie patrzcie bykiem na lekarza od byków,który goni zwierzę ze strzykawką.Nie zezujcie na lekarza „od ludzi” (a gdzie różnica?:-)celującego w Wasze cokolwiek.

Oni tak zostali nauczeni i są (przynajmniej spora część) święcie przekonani,że robią właściwie.Programy studiów są tak skonstruowane,aby nikt nie miał wątpliwości co do konieczności podporządkowania się systemowi.Nikt,kto został już w szkole przygotowany na NIEMYśLENIE.

Nie obwiniajcie też nadleśniczych i leśniczych,że muszą ograniczać wstęp do lasów-to często wspaniali ludzie,którzy wybrali tę pracę z autentycznej miłości do natury-niestety,muszą podporządkowywać się planowi gospodarki leśnej narzuconemu odgórnie i to tam,na górze trzeba szukać odpowiedzi na pytania,co się dzieje z lasami.

Przekazany z przeszłości fantom wścieklizny straszy….ale tylko tych,którzy nie wiedzą,jak to od początku było……

Polecam serdecznie:Dr Stefan Wild „Kulturgeschichte der Seuchen” (historia kulturalna zaraz)

Hahn,Falke:”Medizinische Mikrobiologie und Infektiologie”.

Besonders liebsten Dank an meine Freunde arbeitende in „Lager der anderen Anschauungen”:-),die mir mit nötigen Informationen behilflich waren:-)

P.S.Z ostatniej chwili:jeżeli „służbie zdrowia” tak bardzo zależy na zdrowiu i życiu obywateli,dlaczego usiłuje zniszczyć krakowski R Kwadrat-wolontariuszy z własnej i nieprzymuszonej woli ratujących ludziom życie?Dlatego,że są dobrzy w tym,co robią?Dlatego,że udowodnili,że nie trzeba siedzieć w szpitalu,żeby pomóc?Dlatego,że robią to z serca?

Przecież szpitale nie mają pieniędzy,więc po co wtrącają się do dobrze funkcjonującej,pozostającej w zgodzie z założeniami idei bezinteresowności fundacji?Zawodowa zawiść?

Nieładnie kłócić się nad umierającym wypadkowiczem,przecież chodzi o jego dobro,czy się mylę?

Sorry, the comment form is closed at this time.